Okej, weekend minął, coś się udało zrobić.
Poprzednio udało się doprowadzić do sytuacji, w której wyciek z lewej strony był prawie całkowicie zredukowany, pojawił się natomiast wyciek z prawej. Z lewej wystarczyło wyjąć klapkę raz jeszcze i założyć nieco antracytowego silikonu; nie jest to rozwiązanie piękne, ale w sytuacji, gdy blacha jest mocno powyginana, uzyskanie idealnego spasowania może być trudne. A skoro to nie jest element wymienny - w sensie, że nie ma powodu tam zaglądać, otwierać - to można sobie pozwolić na takie rozwiązanie. Oczywiście, zrobione z głową: zamiast wstawiać klapkę i potem smarować silikonem jak nutellą, położyłem równomierną warstwę na uszczelce, a potem ŁUP - i wbiłem klapkę na miejsce. Z prawej... było zabawniej.
Za radą grupy warszawskiej zdjąłem podszybie... i znalazłem tam kolejne heheszki.
Jak widać, właściciel był chyba chirurgiem plastycznym gwiazd filmów dla dorosłych, bo ilość silikonu jest OGROMNA. Niestety, brak jest kapy, która osłania gardziel od góry, a co za tym idzie - woda z podszybia leje się do środka. Zapewne problem zauważono:- stąd paterowanie silikonem dookoła gardzieli, zabezpieczono też blachę mocującą gardziel i wzmocnienie między podszybiem a grodzią... oraz wklejono wentylator na silikon
Na szczęście w sadzie stoi odpowiedni dawca, w którym - pomimo deszczu - było sucho w dmuchawie.
Szybki przeszczep, jeszcze zabezpieczenie wzmocnienia Elastometalem...
Wreszcie kapa trafiła na swoje miejsce.
Niestety to nie rozwiązało problemu, a przynajmniej nie do końca. Co się okazało? Ano to, że otwory na klapki są z obu stron.
Konewka w łapę, litry wody na szybę... i po chwili pojawiła się kropla. Słabo widoczna, ale jednak!
Potem już standard. Zdjąłem wieszak komputera, co dało mi dostęp do klapki, potem jeszcze godzina drapania, tarcia i szarpania - ostatecznie lewa strona wygląda jak prawa. Na foto jeszcze tego nie widać, ale w aucie już jest okej.
Czy działa? Po dzisiejszej nocnej ulewie prawa strona jest suchutka, lewa minimalnie mokra, ale woda ciekła... po wiązce idącej do komory silnika. Nie domknąłem maski i chyba dlatego - a jeśli nie, to jutro pakuję w przelotki w grodzi silikon antracytowy i kij.
Nie mogąc pracować w środku auta, zabrałem się za przygotowywanie detali wnętrza. Najwięcej pracy wymagał podłokietnik. Może pamiętacie, auto miało bardzo fajny, akcesoryjny podłokietnik, brudny i wyłamany z mocowań:
Jego powrót do auta uzależniony był od możliwości naprawy. Pod kątem działania jest bardzo dobrze: poza małym nadłamaniem plastiku sz przodu, szuflady i mocowania na kubki są w świetnym stanie:
Pracę nad remontem zacząłem od ściągnięcia dwóch dawców, połamanych tuneli z 940. Z jednego pozyskane zostały śruby, z drugiego - spleśniała klapka tunelu wraz z ładnym zawiasem i sprawnym zaczepem zamykającym.
Po ścięciu spleśniałego tworzywa odzyskałem wewnętrzną płytkę. Wypięcie tej dużej zaślepki dało dostęp do zapięcia, które... mocuje się poprzez obrót o 180 stopni!
Ta część naprawy była więc bardzo szybka.
Gorzej było z gniazdami śrub, które w tym akcesoryjnym były wyrwane. Wycięcie ich okolic z plastiku nie jest jeszcze złe...
Ale osiągniecie takiego stanu zajęło dłuższą chwilę.
Jeszcze tylko odrobina poxipolu, plus podłokietnik z zawiasem wkręconym z podkładkami, żeby wyjustować, ale nie wkleić śrub na zicher...
I kolejny etap zakończony.
Co dalej? Zależy od pogody. Dokończenie wygłuszenia i położenie podłogi to priorytet; w weekend chcę mieć kompletne wnętrze, minus fotele i tylna kanapa.