Trochę zaniedbałem temat - całe trzy miesiące ciszy...
No ale, z autem się wiele nie dzieje. W sensie, że wiele rzeczy wartych opisania na forumie, albo widocznych. A z drobiazgów? Zimę, o ile można nazwać to zimą, przejeździliśmy bez większych problemów. Co prawda wydaje mi się, że używane dotychczas Nokiany HKPL nie mają szans na użytkowanie w czasie kolejnej, ale i tak swoje przejeździły i będę je musiał czymś zastąpić. Może trafię jakieś fajne NOSy, może znowu kupię nowe-nowe WR D4. A może popróbuję czegoś innego? Akurat opony staram się kupować tylko z górnej półki, za wiele od nich zależy, żeby ryzykować. Na pewno chciałbym wyremontować felgi Rigel i zrobić je na "lustro". Póki co, na lato wróciły oryginalne felgi Omega z Dunlopami BlueResponse - to też koła warte polecenia, do tego stosunkowo tanie (komplet ok. 800-850 PLN), no i produkowane w Europie (chyba nawet u nas). Tak to wygląda na dzień dzisiejszy:
W "zimie" wóz trochę pojeździł, głównie z powodu epopei pt. 960 ma wymieniany układ chłodzenia. Potem już jakoś tak szło, że czasami brałem to auto na nocne wyjazdy z podawaniem leków dla koni, trochę dla przyjemności, trochę celem nie-zaśniedzenia wozu. Podczas jednego z wyjazdów napatoczyłem się na dwóch (podobno) Szwedów w stanie wskazującym, maszerujących ze stacji do swojego hotelu. Bardzo im zależało - temu młodszemu, starszy miał jednak mentalność północowca (północnika?) - żeby je odkupić, za "zachodnią cenę rynkową". Młodzieniec ów posunął się nawet do próby przytulania się do PRV połączonej z zablokowanym przeze mnie włażeniem do komory silnika. Całą sytuacja wyglądała komicznie: tego dnia strasznie lało, a ja z racji robienia wcześniej kursu po mieście zdecydowałem się ubrać w porządne ciuchy, w postaci prochowca z lat 80tych i pasującego krawatu. Żeby tego było mało, z dachu zapomniałem zdjąć czerwonego koguta, które używam czasami na dojeździe do daczy (droga prywatna, więc podobno wolno), a na stację wbiłem po... aspirynę. I jeszcze ze spotify puszczałem intro do Kojaka, Airwolfa, czy innego McGyvera. Całość wyglądała, jakby wymięty detektyw z jakiegoś Nowego Orleanu, czy innego zarzycia był prowokowany przez młodego anarchistę.
Przynajmniej mam nadzieję, że tak wyglądała.
Wobec mojej nieugiętości wobec ofert zakupu młodzieniec zdecydował się na focha i zasugerował mi, żeby ktoś ze mną pokopulował. Tak też uczyniłem, opuszczając go i stację, w poszukiwaniu one-night-stand na Burbon Street.
Serio, takie akcje się dzieją co jakiś czas. A jak pojechałem na rympał D24 z niesprawną pompą wtryskową i podejrzeniem UPG i pierścieni i oczywiście na drodze były ze trzy grupy bagietek... ale to może temat na inny temat
Wracając do PRV: poza jeżdżeniem ogarnąłem też układ wydechowy, znaczy mechanik ogarnął, nie ja. W rezultacie PRV brzmi jak rasowy muscle car, no i nie ociera się rurami o ziemię. Zobaczę, czy uda mi się nagrać jakiś film, albo co. Oprócz tego - zmieniłem ramki do rejestracji na chromowane. Pierdoła, ale wygląda lepiej:
Jeszcze jeden drobiazg zrobiłem. Otóż na obudowie pompy ABS wisi sobie przekaźnik, zdaje się, że to coś do klimy - nieoryginalny. Ponieważ klima działa, nie chcę w tym grzebać za Chiny Ludowe i Nacjonalistyczne też nie - ale zawsze się boję, że czymś go potrącę i załatwię. Postanowiłem więc wykorzystać taki zestaw "drobiazgów" z 960:
Stan nie powalał, więc sprzedaż nie wchodziła w grę - a że 960 3.0 (jeszcze) nie mam, to nie miałem do tego żadnego zastosowania. PRV jest cholernie rozłożyste (90 stopni robi swoje!), konieczne więc były pewne podcięcia, żeby zmieścić się koło kompresora klimy. Do tego obowiązkowe szlifowanie i malowanie "łapki", smarowanie "pudła" poorboyem... Muszę to jeszcze poprawić, bo trochę się ociera koło pasowe kompresora, co wyszło w praniu. Mam więc empirycznie zaznaczone, co upierniczyć
Wyszło tak:
Nowoczesność pełną gębą! Tak naprawdę, to 760 GLE to ciekawy miks współczesności i klasyki: z jednej strony, prowadzi się wygodnie, niemalże współcześnie, bez zmęczenia da się nim pokonywać duże dystanse, ma też sporą ilość wyposażenia "komfortowego". Z drugiej strony - kanciaste, ociekające chromem nadwozie i ascetyczny kokpit rodem z początku lat 80tych kontrastują z tym całkowicie. Czasami, kiedy mam gorszy nastrój, dostosowuję swoje plany dzienne tak, żeby móc ruszyć Yaruzelem. Jest coś sprawiającego radość w jeździe tym autem - nawet bardziej, niż 960 Turbo. Może to tylko miłe wspomnienia z czasów stażu w Holandii, a może basowy ryk parówkowatego, obciętego V8 pod maską? Na pewno dostałem już kilka razy opieprz od E. za dojeżdżanie do stajni na zbyt wysokich obrotach, z oknami w dole i ustawionym na "za głośno" Teutonic Terror, albo Rebel in the FDG. Ale jak mógłbym zrobić inaczej, skoro po puszczeniu "Mean Man" czuję się jak w jakimś mad maksie, czy Brudnym Harrym?
Tyle póki co. Wrócę z filmikiem i na razie tyle, muszę Passata poskładać.