Re: VolvoRWD.pl - tu się witamy :)
: 18 lipca 2018, 19:14
Cześć,
Mam na imię Bartek. Po trwającym osiem lat pełnym miłości i wierności małżeństwie, musiałem niestety pożegnać swoją ukochaną Hanię, która oddała swoje życie aby uratować moje. Motoryzacyjna część mojego serca pękła i rozleciała się wtedy na miliony maleńkim fragmentów. Wciąż zdarza mi się uronić za nią łzę.
Tęsknota, wierność i wdzięczność to jedno, ale coraz bardziej dokuczający brak własnego środka transportu to drugie. Gdy siniaki zeszły, a otarcia zabliźniły, zacząłem szukać następcy dla Hanny. Warunków było kilka:
- auto nieoczywiste, niekoniecznie nietuzinkowe, ale na pewno z potencjałem na head-turnera,
- w miarę bezawaryjne,
- bezpieczne,
- do 20 tysięcy złotych;
Poszukiwania zacząłem od próby spełnienia nastoletnich marzeń - W123, najlepiej w kolorze kremowym, najlepiej coupe, najlepiej wersja USA, z beżową skórą, koniecznie z klimatyzacją.
Sytuacja rynkowa szybko jednak zweryfikowała moje oczekiwania, a definitywnie poszukiwania "Beczki" zakończyło odwoływanie w ostatniej chwili wyjazdu na drugi koniec Polski po "W123 w wersji USA, od fana marki", kiedy ów fan o godzinie 23 (wyjazd miał być o 6 rano) przypomniał sobie, że w sumie to on tam parę rzeczy blacharskich zrobił, i abym nie był rozczarowany wysłał mi zdjęcia sprzed remontu. Dziura na dziurze. Wszędzie. Budżet w tym wypadku miał być przekroczony o kilka tysięcy złotych.
Trzy miesiące spędzone z serwisami aukcyjnymi, ofertowymi, itd. oraz hasłem W123 zostały zakończone niepowodzeniem.
Następnie pojawił się pomysł zwany W124, wszakże auto młodsze, więc też na pewno tańsze. Co więcej, W124 nigdy specjalnie mi się nie podobało, z tego też powodu podświadomie obniżyłem budżet - do 15 tysięcy złotych. Okazało się jednak, że w tej cenie... to w sumie to samo, co za 25 tysięcy przy poszukiwaniach Beczki. Albo goło i wesoło, albo bardzo szemrane opisy stanu pojazdów.
Zarzuciłem poszukiwania. Była połowa maja.
Dwa tygodnie temu, powróciłem do nich, choć bez żadnych oczekiwań. Brak auta doskwierał mi coraz bardziej, więc pomyślałem: trudno, niech się dzieje co chce, wezmę coś młodego, niekoniecznie super-wytrzymałego, ale niech przynajmniej sprawia mi minimum radości. Budżet: do 10 tysięcy złotych .
Umówiłem się z osobą z mojej okolicy, która przyprowadziła ze sobą przepiękną Hondę Accord trzeciej generacji w wersji Aerodeck. Podnoszone światła - marzenie mojego dzieciństwa, - szyberdach, zadbana w środku, sportowa, choć kanciasta sylwetka, no i ta zwariowana klapa bagażnika. Auto niepiękne, ale zdecydowanie mające "to coś". Obok "tego czegoś", niestety, auto miało bardzo dużo problemów blacharskich. Kolega, z którym oglądałem auto, a który sprowadza i remontuje wiele pojazdów zabytkowych, powiedział po pobieżnej inspekcji: nie pakuj się w to. Nie dość, że pół auta trzeba załatać, to jeszcze dostępność części zamiennych jest prawie żadna.
Znowu, zostałem z niczym.
Następnego dnia przypomniało mi się jednak, że właściciel owej Hondy wspomniał - zapytany dlaczego auto sprzedaje - że posiada jeszcze Volvo 240, które w sumie jest samochodem-marzeniem, bo jest wielkie, bezpieczne, bezawaryjne a w dodatku po prostu je kocha.
Słyszałem dotąd o Volvo 940. 740. V40. V70. Ale 240? Szybkie googlowanie, szybkie przejrzenie ofert i...
Znalazłem. Auto (prawie) bezawaryjne. Prawie klasyk. Bezpieczne. Wyjątkowo nieoczywiste. W pośrednim budżecie.
Teraz tylko znaleźć jakiś egzemplarz...
Pozdrowienia!
Mam na imię Bartek. Po trwającym osiem lat pełnym miłości i wierności małżeństwie, musiałem niestety pożegnać swoją ukochaną Hanię, która oddała swoje życie aby uratować moje. Motoryzacyjna część mojego serca pękła i rozleciała się wtedy na miliony maleńkim fragmentów. Wciąż zdarza mi się uronić za nią łzę.
Tęsknota, wierność i wdzięczność to jedno, ale coraz bardziej dokuczający brak własnego środka transportu to drugie. Gdy siniaki zeszły, a otarcia zabliźniły, zacząłem szukać następcy dla Hanny. Warunków było kilka:
- auto nieoczywiste, niekoniecznie nietuzinkowe, ale na pewno z potencjałem na head-turnera,
- w miarę bezawaryjne,
- bezpieczne,
- do 20 tysięcy złotych;
Poszukiwania zacząłem od próby spełnienia nastoletnich marzeń - W123, najlepiej w kolorze kremowym, najlepiej coupe, najlepiej wersja USA, z beżową skórą, koniecznie z klimatyzacją.
Sytuacja rynkowa szybko jednak zweryfikowała moje oczekiwania, a definitywnie poszukiwania "Beczki" zakończyło odwoływanie w ostatniej chwili wyjazdu na drugi koniec Polski po "W123 w wersji USA, od fana marki", kiedy ów fan o godzinie 23 (wyjazd miał być o 6 rano) przypomniał sobie, że w sumie to on tam parę rzeczy blacharskich zrobił, i abym nie był rozczarowany wysłał mi zdjęcia sprzed remontu. Dziura na dziurze. Wszędzie. Budżet w tym wypadku miał być przekroczony o kilka tysięcy złotych.
Trzy miesiące spędzone z serwisami aukcyjnymi, ofertowymi, itd. oraz hasłem W123 zostały zakończone niepowodzeniem.
Następnie pojawił się pomysł zwany W124, wszakże auto młodsze, więc też na pewno tańsze. Co więcej, W124 nigdy specjalnie mi się nie podobało, z tego też powodu podświadomie obniżyłem budżet - do 15 tysięcy złotych. Okazało się jednak, że w tej cenie... to w sumie to samo, co za 25 tysięcy przy poszukiwaniach Beczki. Albo goło i wesoło, albo bardzo szemrane opisy stanu pojazdów.
Zarzuciłem poszukiwania. Była połowa maja.
Dwa tygodnie temu, powróciłem do nich, choć bez żadnych oczekiwań. Brak auta doskwierał mi coraz bardziej, więc pomyślałem: trudno, niech się dzieje co chce, wezmę coś młodego, niekoniecznie super-wytrzymałego, ale niech przynajmniej sprawia mi minimum radości. Budżet: do 10 tysięcy złotych .
Umówiłem się z osobą z mojej okolicy, która przyprowadziła ze sobą przepiękną Hondę Accord trzeciej generacji w wersji Aerodeck. Podnoszone światła - marzenie mojego dzieciństwa, - szyberdach, zadbana w środku, sportowa, choć kanciasta sylwetka, no i ta zwariowana klapa bagażnika. Auto niepiękne, ale zdecydowanie mające "to coś". Obok "tego czegoś", niestety, auto miało bardzo dużo problemów blacharskich. Kolega, z którym oglądałem auto, a który sprowadza i remontuje wiele pojazdów zabytkowych, powiedział po pobieżnej inspekcji: nie pakuj się w to. Nie dość, że pół auta trzeba załatać, to jeszcze dostępność części zamiennych jest prawie żadna.
Znowu, zostałem z niczym.
Następnego dnia przypomniało mi się jednak, że właściciel owej Hondy wspomniał - zapytany dlaczego auto sprzedaje - że posiada jeszcze Volvo 240, które w sumie jest samochodem-marzeniem, bo jest wielkie, bezpieczne, bezawaryjne a w dodatku po prostu je kocha.
Słyszałem dotąd o Volvo 940. 740. V40. V70. Ale 240? Szybkie googlowanie, szybkie przejrzenie ofert i...
Znalazłem. Auto (prawie) bezawaryjne. Prawie klasyk. Bezpieczne. Wyjątkowo nieoczywiste. W pośrednim budżecie.
Teraz tylko znaleźć jakiś egzemplarz...
Pozdrowienia!